Muzeum Rzeźby Współczesnej
BIFURKACJE
12 kwietnia – 8 czerwca 2008
navi: Marek Kijewski
koordynacja: Leszek Golec
Wystawa pod enigmatycznym tytułem Bifurkacje (termin zaczerpnięty z typografii oznaczający tzw. szeryfy, czyli ozdobne, krótkie kreski stosowane w wielu krojach pisma do zwiększenia dekoracyjności danego fontu) to pokłosie ubiegłorocznego pleneru, którego pomysłodawcą i spiritus movens był Marek Kijewski (1955–2007), jedna z najbardziej niebanalnych postaci na scenie polskiej sztuki w latach 80. i 90.
Większość zapamiętała go jako twórcę kanonicznego wizerunku Andy Warhola – w wersji Zombie, który w melancholijnej pozie kontempluje cały ten bałagan popkulturowej ikonosfery, który udało mu się wytworzyć. Nie był to chyba idol Marka.
Kijewski związany był z Orońskiem nie tylko sentymentem. Bywał tu częstym gościem. Tu też powstało wiele jego prac, tu często miały swoją premierę zanim wywędrowały w świat. Niektóre – na szczęście – ostały się w kolekcji, bo sam twórca nie był ich troskliwym opiekunem.
Ubiegłoroczny plener, którego efekty zobaczyć można w Muzeum Rzeźby Współczesnej, to przede wszystkim spotkanie starych przyjaciół, niekiedy po latach odnowienie programowych i ideowych więzi, a zarazem wspólne twórcze obcowanie i wymiana myśli właśnie w klimacie orońskiej inspiracji. Nawet, jeżeli pozostawali nieobecni fizycznie, to jednak uczestniczyli w nim mentalnie: Małgorzata Malinowska „Kocur”, nieodłączna część tandemu Kijewski/Kocur, Tomasz Stańko i Mirosław Bałka. Na co dzień, swoje projekty wykonywali: Piotr Kurka, Robert Rumas, Julita Wójcik, Joanna Rajkowska, Oskar Dawicki, Robert Jurkowski, Leszek Golec i Tatiana Czekalska.
Marek Kijewski rozpoczął pracę nad ostatnim swoim dziełem, którego niestety nie dokończył, ale które udało się zrekonstruować na podstawie zachowanych szkiców i wzorca-prototypu. Jak zwykle pozostał wierny swojej zasadzie artystycznej (SSS – skaning, serfing, sampling), która pozwalała mu swobodnie korzystać z różnorodnych i skrajnych kodów kulturowych, po których poruszał się z dużą swobodą i radością tworzenia właśnie. W zakresie inwencji ikonograficznej, nowatorstwa w użyciu niekonwencjonalnych materiałów artystycznych i hybrydowych znaczeń – nie miał sobie równych. Tak samo jak w gawędzie, która dopełniała jego dzieła niczym przypowieści.
Do końca pozostał wierny swojemu artystycznemu credo, które wypowiedział na łamach naszego pisma: zajmujemy się sztuką z miłości. I tak też zapisał się w pamięci przyjaciół, którzy dedykują mu tę wystawę.